: 2012-12-17, 16:57
Historia mojej mamy, niestety bez happy endu....
Mama chorowała ponad 30 lat. Przez większość tego czasu choroba była uśpiona i poza nielicznymi rzutami stan był na jednakowym poziomie. Mama cały czas była osobą samodzielną, chodzącą i w miarę aktywną. Od 3 lat miewała regularne rzuty - zwykle na jesieni. Trafiała na 5 dni do szpitala na oddział neurologiczny na kroplówki z Solu Medrolu, wychodziła ze szpitala i jakoś było. W tym roku - 18.11 również trafiła do szpitala z rzutem. Dostała kroplówki, wróciła do domu i następnego dnia odwieżliśmy ją z powrotem do szpitala z wysoką gorączką. Ponownie 3 dni w szpitalu, zbili temperaturę, trochę ją wzmocnili i do domu. Ponownie jedna noc w domu i znów wysoka temperatura i powrót do szpitala. Nie mogę niestety powiedzieć, że następnie znów wróciła do domu... Po 2 tygodniach leżenia na oddziale internistycznym moja mama zmarła na bakteryjne zapalenie wsierdzia. Najprawdopodobniej w szpitalu została zakażona gronkowcem złocistym, który rozprzestrzenił się w krwi i dotarł do serca umiejscawiając się na zastawkach. Moja mama zmarła 12.12.2012 r. w wieku 61 lat. Nie chcę nikogo oskarżać, ale mam ogromny żal, ponieważ opieszałość i olewczy stosunek lekarzy był tak rażący, że jestem pewna, że w znacznym stopniu przyczynił się do tego co się stało. Moja mama przyszła do szpitala o własnych siłach... Z biegiem czasu z braku sił przestawała najpierw chodzić, potem samodzielnie siedzieć, jeść... Nie ma nic gorszego niż patrzeć na cierpienie tak bliskiej osoby i nie umieć pomóc. Nie byłam na tym forum częstym aktywnym gościem, ale często czytałam to co piszecie. Już teraz nie mam dla kogo zaglębiać się w chorobę jaką jest SM. Teraz pozostało mi pogodzić się z tym, że straciłam moją mamę... Ból jest niewiarygodny.
Mama chorowała ponad 30 lat. Przez większość tego czasu choroba była uśpiona i poza nielicznymi rzutami stan był na jednakowym poziomie. Mama cały czas była osobą samodzielną, chodzącą i w miarę aktywną. Od 3 lat miewała regularne rzuty - zwykle na jesieni. Trafiała na 5 dni do szpitala na oddział neurologiczny na kroplówki z Solu Medrolu, wychodziła ze szpitala i jakoś było. W tym roku - 18.11 również trafiła do szpitala z rzutem. Dostała kroplówki, wróciła do domu i następnego dnia odwieżliśmy ją z powrotem do szpitala z wysoką gorączką. Ponownie 3 dni w szpitalu, zbili temperaturę, trochę ją wzmocnili i do domu. Ponownie jedna noc w domu i znów wysoka temperatura i powrót do szpitala. Nie mogę niestety powiedzieć, że następnie znów wróciła do domu... Po 2 tygodniach leżenia na oddziale internistycznym moja mama zmarła na bakteryjne zapalenie wsierdzia. Najprawdopodobniej w szpitalu została zakażona gronkowcem złocistym, który rozprzestrzenił się w krwi i dotarł do serca umiejscawiając się na zastawkach. Moja mama zmarła 12.12.2012 r. w wieku 61 lat. Nie chcę nikogo oskarżać, ale mam ogromny żal, ponieważ opieszałość i olewczy stosunek lekarzy był tak rażący, że jestem pewna, że w znacznym stopniu przyczynił się do tego co się stało. Moja mama przyszła do szpitala o własnych siłach... Z biegiem czasu z braku sił przestawała najpierw chodzić, potem samodzielnie siedzieć, jeść... Nie ma nic gorszego niż patrzeć na cierpienie tak bliskiej osoby i nie umieć pomóc. Nie byłam na tym forum częstym aktywnym gościem, ale często czytałam to co piszecie. Już teraz nie mam dla kogo zaglębiać się w chorobę jaką jest SM. Teraz pozostało mi pogodzić się z tym, że straciłam moją mamę... Ból jest niewiarygodny.