Objawy "nielokomocyjne"
: 2014-12-10, 08:19
Cholera - właściwie całe życie miałem jakieś problemy neurologiczne.
Jako już dzieciak dwunastoletni wylądowałem w szpitalu:
-drętwienie prawej strony twarzy
-drętwienie języka
-bełkot
-ból głowy, ogólne rozbicie
-odrętwienie i słabość prawej ręki.
No po prostu, jak udar - tylko, że u dzieciaka.
Wyspałem się i wszyscy uznali, że ok. EEG nieprawidłowe, ale nikt nie wnikał.
I tak jakoś na studiach zacząłem być rozkojarzony, depresyjny. Co jakiś czas wrażenie, że widzę jakoś inaczej - jakby wszystko miało za dużo elementów i mnie przytłaczało.
Strzały dekoncentracji. Dość długie i bardzo mocne. Do dziś zaczęły się pojawiać częściej, ale nie tak intensywne, jak wtedy. I nie tak długie. Właściwie to one są najbardziej dolegliwe, bo problemów lokomocyjnych nie mam. Lekkie osłabienie nóg, które minęło po 2 tygodniach. Ale ok - postęp jest. Głowa taka "napompowana i pena. Rozdrażnienie, nieumiejętność zatrzymania myśli na czymś i jakieś takie rozdzielenie myślenia niekoncepcyjnego od koncepcyjnego. Jakbym "myślał" bez nazw, pojęć i wyrażeń - samymi wrażeniami i uczuciami.
Trzy tygodnie widzenia podwójnego.
Potem nasilenie depresji i wychodzenie z niej ze dwa lata.
Parestezje. Także w epizodzie depresyjnym. Szczególnie skóra głowy i twarzy. Czasem od nadgarstków do ramion. Depresja się zakończyła, ale jakiś taki "prostszy" po niej się zrobiłem, mniej wyrafinowany.
Po drodze jakiś epizod z przeraźliwym zmęczeniem. Takim, że wracałem z pracy, siedziałem godzinami bez ruchu nie do końca ubrany, gapiący się w ścianę. A wszystko to wysiłek nad siły.
Potem znowu lata przerwy i pełna głowa, problemy z myśleniem od nowa. Wszystko przeszło po zabiegach związanych ze zniesiona lordozą szyjną. Wszystko minęło.
Do tego roku (nagle zrobiło mi się 38lat). Miałem sporo infekcji i chyba one ruszyły temat.
Znowu to zmęczenie. Po lekach na nadciśnienie zniknęło i wydawało się, że będę góry przenosił.
Potem po prostu ok - bez fajerwerków, ale bez dolegliwości. Znowu lekkie mrowienia ramion - do tego lekkie mrowienia nóg. Takie wrażenie czapki na głowie. Drętwienia twarzy. Teraz minęły prawie zupełnie.
Po punkcji wydawało się, że kolana będą się uginać pode mną. Dziś nie jest źle, ale wciąż słaby jestem.
Bardzo łatwo mi się 'bełta" w głowie. Czasem parę dni ogłupienia, poczucia blokady w głowie i jakiegoś ogłupienia. Zmęczenie. Nie takie zwykłe, ale po prostu znużenia. Jakby kac bez bólu głowy i mdłości. Ale "myślenie" na podobnym poziomie.
A czasem to zabełtanie mija po 5-10 przysiadach i podobnej ilości pompek. Deczko świeżego powietrza i uspokojenia się. Czasem rozmasowanie karku - czuję wtedy, jako coś "puszcza" i zaczynam lepiej się czuć i myśleć.
Lepiej czuję się wieczorami.
Ewidentnie pomaga mi paliwo - zjedzenie choćby paru orzeszków.
Lekko ściąga mi czasem lewy łokieć, czasem lewe kolano. Parę razy miałem wrażenie takich drewnianych kciuków. Nie mocno, leciutko - ale odczuwalnie.
Tak naprawdę nie zwracałem za bardzo uwagi, bo jak się zaczynałem czuć dobrze, to po prostu nie pamiętałem o tych objawach. Do tego roku, gdy od wiosny nie potrafię trwale dojść do ładu ze sobą.
Ale póki co najbardziej dolegają mi te okresy ogłupienia, dekoncentracji, wymęczenia. Nie mogę i nie chcę wtedy rozmawiać, każde zastanawianie się to mordęga. Czuję fizycznie, jakby coś mi blokowało głowę. Nie jest to do opisania, ale mam takie porównanie:
wyobraź sobie, że w bardzo grubych rękawicach jednopalcowych próbujesz naprawić coś bardzo precyzyjnego np. zegarek. I analogicznie do tego działa mój mózg.
Jak się czuję ok, to się cały czuje ok - ale, gdy gorzej myślę, to od razu panikuję, obniża mi się nastrój i mam wrażenie, że będzie bardzo źle.
Nie potrafię wtedy myśleć, rozważać, zastanawiać się.
Ogólnie spowolniłem nieco a zawsze byłem, jak dziecko z ADHD. Mniej rzeczy mnie obchodzi, interesuje i najlepiej mi po prostu trwać.
O widzicie - dziś z rana poza bardzo minimalnym zdrętwieniem skóry na głowie czuje się bardzo dobrze. Ale to mi się jeszcze może zmienić 3-4 razy w ciągu dnia.
Lepiej czuje się na powietrzu, jak wyjadę z miasta, jak mam wokół zieleń, przestrzeń. Jak w danej chwili nic mnie nie stresuje, ani nie martwi.
Tak, tak - demielinizacja jest. Bez wzmocnienia po gadolinie. IgG podniesione na jakieś 45, indeks na 0,83. Prążki oligoklonalne też obecne... Lekko rozjechana morfologia.
Tak - oczywiście to SM. Lekarz powiedział, że objawy nie lekkie, ale bardzo lekkie - choć oczywiście niczego nie może zagwarantować. Ale przede mną dalsze badania. Chodzi mi o to, czy ktoś przechodzi podobnie.
Ktoś, coś, w taki sposób?
Rozumiem problemy lokomocyjne, ale boję się dodatkowo, że będę otępiały...
Jako już dzieciak dwunastoletni wylądowałem w szpitalu:
-drętwienie prawej strony twarzy
-drętwienie języka
-bełkot
-ból głowy, ogólne rozbicie
-odrętwienie i słabość prawej ręki.
No po prostu, jak udar - tylko, że u dzieciaka.
Wyspałem się i wszyscy uznali, że ok. EEG nieprawidłowe, ale nikt nie wnikał.
I tak jakoś na studiach zacząłem być rozkojarzony, depresyjny. Co jakiś czas wrażenie, że widzę jakoś inaczej - jakby wszystko miało za dużo elementów i mnie przytłaczało.
Strzały dekoncentracji. Dość długie i bardzo mocne. Do dziś zaczęły się pojawiać częściej, ale nie tak intensywne, jak wtedy. I nie tak długie. Właściwie to one są najbardziej dolegliwe, bo problemów lokomocyjnych nie mam. Lekkie osłabienie nóg, które minęło po 2 tygodniach. Ale ok - postęp jest. Głowa taka "napompowana i pena. Rozdrażnienie, nieumiejętność zatrzymania myśli na czymś i jakieś takie rozdzielenie myślenia niekoncepcyjnego od koncepcyjnego. Jakbym "myślał" bez nazw, pojęć i wyrażeń - samymi wrażeniami i uczuciami.
Trzy tygodnie widzenia podwójnego.
Potem nasilenie depresji i wychodzenie z niej ze dwa lata.
Parestezje. Także w epizodzie depresyjnym. Szczególnie skóra głowy i twarzy. Czasem od nadgarstków do ramion. Depresja się zakończyła, ale jakiś taki "prostszy" po niej się zrobiłem, mniej wyrafinowany.
Po drodze jakiś epizod z przeraźliwym zmęczeniem. Takim, że wracałem z pracy, siedziałem godzinami bez ruchu nie do końca ubrany, gapiący się w ścianę. A wszystko to wysiłek nad siły.
Potem znowu lata przerwy i pełna głowa, problemy z myśleniem od nowa. Wszystko przeszło po zabiegach związanych ze zniesiona lordozą szyjną. Wszystko minęło.
Do tego roku (nagle zrobiło mi się 38lat). Miałem sporo infekcji i chyba one ruszyły temat.
Znowu to zmęczenie. Po lekach na nadciśnienie zniknęło i wydawało się, że będę góry przenosił.
Potem po prostu ok - bez fajerwerków, ale bez dolegliwości. Znowu lekkie mrowienia ramion - do tego lekkie mrowienia nóg. Takie wrażenie czapki na głowie. Drętwienia twarzy. Teraz minęły prawie zupełnie.
Po punkcji wydawało się, że kolana będą się uginać pode mną. Dziś nie jest źle, ale wciąż słaby jestem.
Bardzo łatwo mi się 'bełta" w głowie. Czasem parę dni ogłupienia, poczucia blokady w głowie i jakiegoś ogłupienia. Zmęczenie. Nie takie zwykłe, ale po prostu znużenia. Jakby kac bez bólu głowy i mdłości. Ale "myślenie" na podobnym poziomie.
A czasem to zabełtanie mija po 5-10 przysiadach i podobnej ilości pompek. Deczko świeżego powietrza i uspokojenia się. Czasem rozmasowanie karku - czuję wtedy, jako coś "puszcza" i zaczynam lepiej się czuć i myśleć.
Lepiej czuję się wieczorami.
Ewidentnie pomaga mi paliwo - zjedzenie choćby paru orzeszków.
Lekko ściąga mi czasem lewy łokieć, czasem lewe kolano. Parę razy miałem wrażenie takich drewnianych kciuków. Nie mocno, leciutko - ale odczuwalnie.
Tak naprawdę nie zwracałem za bardzo uwagi, bo jak się zaczynałem czuć dobrze, to po prostu nie pamiętałem o tych objawach. Do tego roku, gdy od wiosny nie potrafię trwale dojść do ładu ze sobą.
Ale póki co najbardziej dolegają mi te okresy ogłupienia, dekoncentracji, wymęczenia. Nie mogę i nie chcę wtedy rozmawiać, każde zastanawianie się to mordęga. Czuję fizycznie, jakby coś mi blokowało głowę. Nie jest to do opisania, ale mam takie porównanie:
wyobraź sobie, że w bardzo grubych rękawicach jednopalcowych próbujesz naprawić coś bardzo precyzyjnego np. zegarek. I analogicznie do tego działa mój mózg.
Jak się czuję ok, to się cały czuje ok - ale, gdy gorzej myślę, to od razu panikuję, obniża mi się nastrój i mam wrażenie, że będzie bardzo źle.
Nie potrafię wtedy myśleć, rozważać, zastanawiać się.
Ogólnie spowolniłem nieco a zawsze byłem, jak dziecko z ADHD. Mniej rzeczy mnie obchodzi, interesuje i najlepiej mi po prostu trwać.
O widzicie - dziś z rana poza bardzo minimalnym zdrętwieniem skóry na głowie czuje się bardzo dobrze. Ale to mi się jeszcze może zmienić 3-4 razy w ciągu dnia.
Lepiej czuje się na powietrzu, jak wyjadę z miasta, jak mam wokół zieleń, przestrzeń. Jak w danej chwili nic mnie nie stresuje, ani nie martwi.
Tak, tak - demielinizacja jest. Bez wzmocnienia po gadolinie. IgG podniesione na jakieś 45, indeks na 0,83. Prążki oligoklonalne też obecne... Lekko rozjechana morfologia.
Tak - oczywiście to SM. Lekarz powiedział, że objawy nie lekkie, ale bardzo lekkie - choć oczywiście niczego nie może zagwarantować. Ale przede mną dalsze badania. Chodzi mi o to, czy ktoś przechodzi podobnie.
Ktoś, coś, w taki sposób?
Rozumiem problemy lokomocyjne, ale boję się dodatkowo, że będę otępiały...